Podróż do Kielc

 

Wysłużony „Lanos” podjechał pod hotel punktualnie. Uznałem, że te 3 godziny spędzone wspólnie w samochodzie, gdy Mistrz jest bez żadnej partytury, to doskonała okazja, żeby podjąć wątki pozamuzyczne.

W połowie drogi między Krakowem a Kielcami blokada policyjna. Dowiadujemy się, że doszło do tragicznego wypadku, droga jest całkowicie zablokowana więc wszystkie samochody kierowane są na objazd. Wjeżdżamy na gminną drogę, a potem jest coraz gorzej. Mnóstwo rozjazdów. Żadnego oznakowania. W aucie nie ma GPS. Mapa niewiele pokazuje. Z pewnością czas dojazdu się wydłuży, co akurat mnie, egoistycznie w tej sytuacji nastawionego, specjalnie nie martwiło – mamy więcej czasu na rozmowę.

  • Ale dobrze dziś powiedziałem o żonie, prawda? — Mówi do mnie. To mi się udało! I oni aż się uśmiali.
  •  A co powiedziałeś? — dopytuje się Ewa.
  • Powiedziałem: „Panowie, jak będę dalej te kraule, te nurkowania robił, to Ewa już tego nie zniesie. A gdzie ja znajdę lepszą żonę?” — Zwraca się do mnie — To właśnie Ewa udzieliła mi wiele profesjonalnych uwag. Zazwyczaj w swoim dyrygowaniu pokazywałem te grupy instrumentów, które mają mniejsze znaczenie dla przebiegu utworu. Na przykład, gra pierwsza waltornia, ale jak ja pokażę czwartą waltornię, to ten muzyk będzie czuł się uszanowany, bo to oznacza, że ja słyszę, że on gra.

***

Spięcie, do jakiego doszło podczas porannej próby pomiędzy dyrygentem, a młodym kompozytorem, Romanem Czurą, którego utwór miał być wykonywany podczas koncertu wyglądało tak:

Maksymiuk tłumaczy kompozytorowi dlaczego orkiestra będzie miała dużą trudność z artykulacją wskazywanego w partyturze fragmentu. Kompozytor upiera się przy swoim.

  • Ale to właśnie jest bez sensu. — Mówi wprost dyrygent. — Ale niech pan trwa przy swoim. To pan jest kompozytorem. Tylko jeśli takie bezsensowne rozwiązanie będzie w następnej pana partyturze, to ja odmówię dyrygowania. Brytyjska orkiestra nie będzie pana grać. Na razie. — Dodaje łagodząco.

Dlatego zapytałem w trakcie podróży:

  • Mistrzu, czy w swojej karierze spotkał pan współczesnego polskiego kompozytora, który byłby w pełni zadowolony z pańskiego wykonania?
  • Nie. Nawet nie to, że są niezadowoleni, ale zawsze mają jakieś uwagi, zgłaszają jakąś niepoprawność. Zupełnie inaczej jest w Szkocji. Kompozytor jest dumny z tego, że jego utwór w ogóle jest w programie koncertu. Podchodzi do dyrygenta i dziękuje mu za stworzenie własnej wizji, własnej interpretacji, jego utworu. A dzisiaj? Sam pan słyszał podczas próby. Ugryzłem się w język, żeby nie powiedzieć: „Kiedyś Witold Lutosławski przedstawiał uwagi odnoszące się do dyrygowania jego utworu Witoldowi Rowickiemu. Rowicki, jowialny człowiek i wspaniały dyrygent, powiedział: „Wituś, ty umiesz komponować, a ja umiem dyrygować.”

Błąkamy się po wiejskich drogach pytając miejscowych o kierunek na Kielce. Z marnym skutkiem.

Ewa sugeruje mężowi co — jej zdaniem — powinien powiedzieć podczas uroczystości w Kielcach. Mówi krótkimi, rzeczowymi, zdaniami. Prosi o powtórzenie fragmentu. Raz. Drugi. Trzeci.

Maksymiuk wydaje się być trochę zniecierpliwiony:

  • A, bo ty jesteś dziennikarką, to ci łatwo to przychodzi. Ja tak nie umiem.

Mistrz jedzie z przodu, Ewa i ja na tylnym siedzeniu. Coraz częściej zaczyna się skarżyć, że jest głodny. Głód musi się potęgować, bo po pewnym czasie słyszymy, że jest już bardzo głodny. Ale nie ma już czasu, aby się zatrzymać na jakiś posiłek. Ponadto nie ma gdzie.

Mija dłuższa chwila i pada propozycja:

  • Może gdzieś tu się zatrzymamy. Może chociaż jakieś śliwki gdzieś tu będą.

Do Kielc przyjeżdżamy z ponad dwugodzinnym opóźnieniem. Jednak kierując się w stronę wyznaczonego miejsca napotykamy na budkę z pieczywem. Maksymiuk kupuje bułkę, którą zjada przy budce.

Organizatorzy do czasu przyjazdu Maksymiuka wstrzymali się z rozpoczęciem uroczystości. Wiele osób natychmiast otacza kompozytora, bo w tej roli, w tym dniu, jest w Kielcach.

 

Część etapów projektu zrealizowano
w ramach stypendium Ministra Kultury
i Dziedzictwa Narodowego

© 2018 Jacek Waloch | design: Nu Graphics